Byłam przekonana, że potrzebuję Matki Bożej …

Dosyć długo szukałam swojego powołania. Zastanawiałam się nad drogą, którą mam pójść. Kiedy patrzyłam na małżeństwo moich rodziców, to droga małżeństwa mnie nie pociągała. Chociaż czasem myślałam, że moje własne małżeństwo byłoby dla mnie szansą na ucieczkę od tego, co w mojej rodzinie było trudne i bolesne. Właśnie ucieczką…

Przez jakiś czas myślałam o zakonie, ale też było to myślenie w kategoriach ucieczki od trudnej rzeczywistości, ucieczki od świata, w którym czułam się samotna, zagubiona, niekochana. Odkryłam jednak, że nie miałam powołania ani do zakonu, ani do małżeństwa, więc powstawało pytanie, czy moją drogą jest samotność. O formie życia, jaką są instytuty świeckie, nic nie wiedziałam.

W czasie studiów i kilka lat po ich skończeniu byłam związana z duszpasterstwem akademickim i ruchem oazowym. Różne wyjazdy i rekolekcje zbliżały mnie do Pana Boga, pozwalały poznać Pismo Święte, dawały mi też środowisko przyjaciół, którego szukałam. W pewnym jednak momencie przestałam się w tym odnajdywać, czegoś mi jeszcze brakowało. Wtedy spotkałam na swojej drodze Ruch Rodzin Nazaretańskich, którego duchowość była odpowiedzią na to, czego potrzebowałam – po pierwsze przez możliwość podjęcia kierownictwa duchowego, po drugie przez duchowość maryjną.

Po przeczytaniu „Traktatu o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny”, byłam przekonana, że w moim zbliżaniu się do Pana Boga potrzebuję drogi maryjnej. Potrzebuję tej drogi, ponieważ Pan Bóg poprzez analogię do obrazu mojego taty, był dla mnie kimś surowym, wymagającym, budzącym lęk, chcącym mnie ukarać za przewinienia. Trudno mi było wierzyć, że Bóg jest Miłością. A w moim domu to zawsze mama stawała w mojej obronie… Byłam przekonana, że potrzebuję Matki Bożej, która pomoże mi zbliżać się do Pana Boga. Od czasu pielgrzymek do Częstochowy w sanktuariach Matki Bożej czuję się jak w domu, jak u Mamy, z którą trudno się rozstać.

W ramach podjętego kierownictwa duchowego złożyłam osobisty akt oddania Matce Bożej. Było to dla mnie wielką radością, bo dawało mi poczucie większej przynależności do Maryi, silniejszej więzi z Nią i pozwalało jeszcze bardziej liczyć na Jej pomoc w moim życiu. Myślę też, że to Ona pomogła mi odnaleźć drogę mojego powołania. Okazało się, ze w Ruchu Rodzin Nazaretańskich była możliwość podjęcia życia na wyłączność dla Pana Boga, która dla mnie rozpoczęła się od złożenia prywatnego przyrzeczenia czystości na ręce kierownika duchowego. Pamiętam do dziś, że był to jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Czułam, że Pan Jezus sam odczytał pragnienia mojego serca i wskazał mi drogę mojego życiowego powołania.
Odnalazłam się i ciągle się odnajduję na tej drodze. Przez kilkanaście lat nie miałam wątpliwości, że to jest moja droga. Oczywiście, przeżywałam różne trudności, ale niezależnie od nich, nie traciłam pewności, że to jest moja droga do Pana Boga.

Na tej drodze towarzyszą mi słowa z Ewangelii: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” („Nie ty Mnie wybrałaś, ale Ja ciebie wybrałem”) i właśnie tak postrzegam swoje powołanie, że to Pan Jezus najpierw wybrał mnie, a ja cały czas próbuję odpowiadać na ten Jego wybór. I jeszcze ważne są dla mnie słowa Pana Jezusa „beze Mnie nic nie możecie uczynić” – czyli, że każdego dnia potrzebuję nowej łaski, aby dochowywać wierności mojemu Oblubieńcowi. Tę łaskę, w co ufam i o czym jestem przekonana, wyprasza mi Matka Boża, bo Jej anioł powiedział: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego”. A całe moje życie jest próbą powtarzania Jej odpowiedzi: „Oto Ja Służebnica Pańska”. Maryja pod krzyżem została mi dana za Matkę, kiedy Pan Jezus powiedział do swojego ucznia: „Oto Matka twoja”. Dlatego wzorem św. Jana chcę Ją każdego dnia brać do siebie, zapraszać Ją do swojego życia, aby wypełnić ten Chrystusowy testament z krzyża. A Matka Boża krok po kroku przekonuje mnie, że Bóg jest Miłością, że On jest Panem rzeczy niemożliwych, że Jemu warto ciągle zawierzać swoje życie.

Na drodze mojego powołania czuję się szczęśliwa i ciągle odkrywam, że łaska Boża jest większa od moich słabości, że Pan Bóg ciągle czyni „wielkie rzeczy” dla mnie, nawet wtedy gdy ich w danym momencie nie dostrzegam.

 

Małgorzata

Świecki Instytut Maryi Służebnicy Pańskiej